poniedziałek, 12 czerwca 2017

Maria Nurowska "Listy miłości"





Piękna, poruszająca do głębi, historia Elżbiety (Krystyny), kobiety, która mając 16 lat, wraz z ojcem, przenosi się do getta. Od tego momentu już nic w życiu Elżbiety nie będzie takie samo. Bohaterka stanie przed wieloma trudnymi wyborami, które sprawią, że musi zmienić swoją tożsamość i żyć w ciągłym strachu i kłamstwie. Nawet wielka miłość do Andrzeja nie przezwycięży strachu, który wciąż jej towarzyszy. Do prawdy jest w stanie przyznać się tylko pisząc listy do męża, których jednak nie przekazuje adresatowi.
Czy przeszłość, trudna i bolesna, zniszczy jej dotychczasowe życie? Jaka jest cena kłamstwa? I czy istnieje kłamstwo usprawiedliwione? Czy istnieje miłość ponad wszystko? Czytelnik sam musi sobie na te i inne pytania odpowiedzieć, czytając powieść Marii Nurowskiej, którą trudno ująć w ramy jednoznacznej recenzji.


List ostatni koniec października '68

Krystyna Chylińska to nie jest twoje prawdziwe imię i nazwisko – powiedziałeś, jakby mimochodem, nie czekając na moją odpowiedź. Nie wiem zresztą, czy było to pytanie, czy stwierdzenie faktu. Miałeś nieprzeniknioną twarz. Potem, z Twojej rozmowy telefonicznej z przyjacielem, dowiedziałam się, że otrzymałeś wymówienie z pracy w trybie natychmiastowym. No cóż – rzekłeś – mamy polowanie na czarownice.
Przez te wszystkie lata oczekiwałam takiego dnia, dnia prawdy. Nie sądziłam tylko, że objawi się ona w taki sposób. Ugodzi w Ciebie z zewnątrz, odbierając najważniejszą sprawę życia: pracę. Ja gotowa byłam ponieść karę za sprzeniewierzenie się prawdzie. Ze strachu. Ze zwykłego ludzkiego strachu, a raczej był to strach zakochanej kobiety. To mnie jeszcze mniej usprawiedliwia, tym bardziej że wyznanie o gotowości poniesienia kary też nie jest w pełni prawdziwe. Nie byłam gotowa. Świadczy o tym moja obecność przy Tobie. Moja obecność przy Tobie od dwudziestu pięciu lat…
Jak mam odpowiedzieć na Twoje pytanie-stwierdzenie? Krystyna… to imię, które wymawiałeś tyle razy, przylgnęło do mnie, stało się moją prawdziwą skórą, a mimo że nie mam żadnej innej, znaleźli się ludzie, którzy postanowili mnie z niej obedrzeć. Co oni Ci powiedzieli, Andrzeju? Znowu jest czas strachu i pogardy, z jakiegoś archiwum ktoś wyciągnął moją teczkę…
Zawsze się bałam. Najpierw, że przyjdzie gestapo, potem, że ktoś z moich znajomych rozpozna mnie na ulicy. Nagle z czyichś ust padnie moje prawdziwe imię, a ja zobaczę przy tym Twoją twarz, Twoje oczy.

Maria Nurowska, Listy miłości, Warszawa,Prószyński i S-ka, 2016, s.5.
AiD

0 komentarze:

Prześlij komentarz